sobota, 13 lutego 2010

ósmy

Jakieś te posty takie szkolne są. Już mi się włącza autokrytyka. Zarzucam sobie, że zbyt mało refleksji, że nieładna stylistyka i sztywniacka forma. Ciągle czuje pewien opór przed nadawaniem informacji do zupełnie bezosobowej sieci. Kto jest odbiorcą? Czy tylko moje zdystansowane ja czy może moje wyobrażenie o anonimowym innym? Uogólnienie czytającego kontra specyfika piszącego. Dyskurs wynika z tego napięcia. 

Myślenie i rozumienie jest dla mnie płynięciem. Gdy czytam jakiś tekst staram się całkowicie wczuć w sytuację autora - odkryć pewną optykę świata, którą ma do przekazania mimo niedoskonałości procesu komunikacji. Zagrzebane pod słowami są osobowości, strumienie skojarzeń których wartość postrzegam, nie poprzez odniesienie do sztywnej prawdy, a do subiektywnego niepowtarzalnego przeżycia. Może to tylko efekt braku umiejętności krytyki?

Błędy i niespójności zdają się tkwić w każdym ludzkim rozumowaniu. Wolę więc traktować koncepcje jako użyteczne nakładki na rzeczywistość. Okulary paradygmaty poprzez które rzeczywistość jawi się nieoczekiwanie wciąż na nowo ale za każdym razem równie niedoskonale. Mapa tak dokładna jak odwzorowywany teren sama była by tym terenem. Czy była by użyteczna?

To jest skrajny relatywizm. To jest bezczelny pragmatyzm. Uwielbiam jednak powiększać mój intelektualny świat o coraz to nowe perspektywy. Bawić się w tym gabinecie luster. Nie obowiązuje mnie zasada sprzeczności. To jak w anegdocie o słoniu. Zwierze siedzi w ciemnym pokoju. Każdy z nas może badać je poprzez zmysł dotyku. Zależnie od tego jaką część ciała dotknął - trąbę, ucho, nogę - tak jawić mu się będzie istota słoniowatości.

Mój naturalny typ myślenia to intuicyjny syntetyk. Analiza to dobra retoryczna gierka, mogę w niej wziąć udział ale rywalizacyjne szukanie niespójności nie daje mi takiej przyjemności jak konstruowanie coraz to nowych nieskończonych całości.
Brakuje tu miejsca na wartości. Martwi mnie to. Diagnoza i opis są łatwiejsze niż ocena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz