wtorek, 27 lipca 2010

trzydziesty ósmy

Wśród całej muzycznej różnorodności którą obmywam sobie głowę, The Beatles zajmują szczególnie ważne miejsce. Ich kawałki to zawsze zastrzyk sprawdzonej optymistycznej energii pobudzającej do tanecznego ruchu nogi i ducha. Lekkość i żywiołowość lub urzekająca psychodela.

Ucieszyłam się więc widząc tegoroczne plakaty zapraszające na Dni Jakubowe. Nie będzie parady przebierańców a miły dla ucha klimat lat 60'. Fajnie mi się to jawiło oczami wyobraźni. W rzeczywistości wyszło sporo niespójności. The Beatles Revival zagrali dobrze, duży plus za stylizacje ale mimo wszystko byłam zawiedziona. Brakowało mi tej charakterystycznej energii, tej nutki zaczepności w wokalu. Myśli rozważając warstwy udawania, niebezpiecznie skręciły w stronę Baudrillarda. Na reszcie koncertów nie byłam, chociaż ze zdziwieniem odkryłam że ktoś wcisnął wśród radosnego rock&rolla kolejne koncerty chopinowskie. Litości!

Niedzielny ranek na starówce całkowicie pogrążył moje nadzieje o nacieszeniu się  stylem epoki - żadnej wyprzedaży staroci sprzed 40 lat. Znów te same oscypki ,chlebek kurpiowski i kolorowy śmieć z chin. Jarmark rzeczywiście oddaje lokalny charakter imprezy. Nie jest nawet specjalnie spektakularny. Ot kilka straganów. Jeśli Dni Jakubowe mają być wizytówką miasta to zdecydowanie zbyt mało. W takiej formie jarmark powinien funkcjonować przez całe wakacje. Dzięki temu starówka nieco ożyła by dla turystów a i miasto zarobiło by na ściąganiu drobnego haraczu od wystawców. Byłby fundusz na coś fajnego przez te dwa reprezentacyjne dni.

Znów narzekam. Więc o jednym plusie na koniec:  stare samochody rozstawione na fosie były  bardzo miłą niespodzianką, doskonale pasowały do promowanego na plakatach klimatu. Olsztynie więcej takich oryginalnych pomysłów!

niedziela, 25 lipca 2010

trzydziesty siódmy

Korzystając z pożyczonego aparatu - kilka fotek z porannego spaceru po olsztyńskiej starówce:




Plus mała zagadka:


niedziela, 18 lipca 2010

trzydziesty szósty

Grunwald!
Byłam, widziałam... Pył bitwy, mordercze słońce, tłum ludzi oraz pojazdów. Chyba bardziej ekscytująca niż sama inscenizacja była sadystyczna otoczka tej imprezy. Podróż z Olsztyna do Stębarka zajęła nam ponad 4 godziny. PKS co chwila utykał w korku, poruszał się w tempie maszerującego człowieka (co sprawdzaliśmy dość konsekwentnie). Powrót był jeszcze gorszy. Pola grunwaldzkie zamieniły się w wielką parkingową pułapkę. Sporo kilometrów przeszliśmy piechotą, przeszlibyśmy dużo więcej gdyby nie litość kolegi który nas wyratował z tej historycznej pielgrzymki. Autobus którym mieliśmy wracać, w godzinie odjazdu nawet nie dotarł z Olsztyna do Stębarka. 

Sama bitwa warta zobaczenia, z moim wzrostem miałam problem z dostrzeżeniem czegokolwiek. Czując jednak, że te godziny w autokarze pójdą na marne przepchałam się w rozsądne miejsce. Miałam widok na prawie 200 tysięcy głów, kawałek pola i telebim. Fajerwerków nie było ale kilka smaczków mnie urzekło: płonące chaty napadanych przez krzyżaków wieśniaków, deszcze strzał i walka na kopie były świetne. Starciu brakowało jednak dynamiki - taktykę i ruchy oddziałów zastąpiono podniosłym głosem narratora. Chłopaki w zbrojach bili się bardzo na pokaz. Z odległości dostrzec można było, że nie zadają prawdziwych ciosów.  Widać wystarczająco zgromił ich lejący się z nieba słoneczny żar. Autentyczny był za to rycerski jarmark. Zbroje, rękodzieło, szaty, ciżemki a nawet gry (młynek).

Mimo wszystko Grunwald zostanie w pamięci. Martylologicznie.

sobota, 10 lipca 2010

trzydziesty piąty

Olsztyn to małe miasto. Wbrew pozorom jest to zaleta – każde wydarzenie oplecione jest przesympatyczną kameralną atmosferą: publiczność nie zbija się w bezkształtną masę, artyści są na wyciągnięcie ręki, w powietrzu wibruje szczery ton. Wszystko dzieje się tak jakby spacerujący przypadkiem przechodnie zatrzymali się zaklęci magiczną grą świateł i dźwięków.

Mimo iż powoli czuję przesyt buzującą ze wsząd Chopinadą wybrałam się na będący jej kolejnym odpryskiem niedzielny koncert na starówce. Sam koncept niezbyt oryginalny – projekt Chopin na rockowo już był i to chyba nie jeden. Kuszącą nowością było jednak miejsce wykonania. Scenę przygotowano z zaskakującą jak na Olsztyn pomysłowością. Artyści wystąpili na trzy poziomowym rusztowaniu osadzonym na murze Wysokiej Bramy, publiczność obserwowała ich z głównego deptaka. Dzięki doskonałemu oświetleniu ten odważny pomysł sprawdził się rewelacyjnie. Dobrze ujął to prowadzący wczorajszego koncertu: możliwe że obok zamkowego dziedzińca i amfiteatru także Wysoka Brama stanie się muzyczną wizytówką miasta. I to nie tylko ze względu na jej atuty wizualne. Akustyczny oraz artystyczny chrzest tego miejsca wypadł równie dobrze. Pal licho te covery Chopina, to trochę naciągana sprawa, i tak wszyscy wiedzą że nie o nokturny i sonaty tu chodzi. Pod przykrywką romantycznych cudów można było usłyszeć zupełnie inne dźwięki, choć o równie wysokiej jakości. Dźwięki made by Pilichowski czyli czysta radość basu. Jego kawałki były popisem dobrze przemyślanej eksperymentalnej gry na tym instrumencie. W zabawę tempem, niekonwencjonalnym motywem i sprawnością dłoni wciągnięty został perkusista który dał niezłego czadu wykonując parominutową dynamiczną solówę na bębnach. Reszta utworów była miła, niezły bujający rock na żywo. Z fajerwerkami w tle. Było jak na największych koncertach gwiazd. Wodospad ognia płonął za plecami długowłosego gitarzysty, wybuchały strumienie kolorowych iskier. Aż chciało się być osobą wciskającą play całej tej świetlnej rafinerii ekscytacji i oklasków. To jest ta siła pierwszego razu.

piątek, 9 lipca 2010

wakacje z planszówkami

Powoli rozkręca się letnia inicjatywa. Ruszamy z projektem finansowanym przez Fundacje Kronenberga. Podaje terminy w razie gdyby ktoś był chętny do pomocy przy realizacji konkretnych akcji oraz zapraszam do zaglądania na blog Wakacji z grami planszowymi.

24.07 10:00 – 15:00 Olsztyn
31.07 11:00 – 16:00 Barczewo
04.08 11:00 – 16:00 Pasym
07.08 11:00 – 16:00 Dobre Miasto

Plakat made by Hedon (pierwsza wersja):

środa, 7 lipca 2010

trzydziesty czwarty

Siedzę w Olsztynie. Wydarzenia kulturalne są, notki piszę ale dostęp do internetu mam strasznie ograniczony. 

Obejrzałam przełomową wystawę w BWA pod nieco wyzywającym tytułem Będzie lepiej, coraz lepiej. Nadchodzi intensywne wdrażanie Olsztyniaków do sztuki współczesnej. Nowa pani dyrektor zamiast lokalnego sentymentu promuje znane nazwiska polskich twórców (Althamer). Przestrzeń galerii nie jest zbyt duża, ale dobrze że wprowadzono nowe rozwiązania jej zagospodarowania. Wystawę promują lekkie nowoczesne plakaty. 

Mimo pozytywistycznego entuzjazmu mam odczucie pewnego oporu. Może to kwestia zbucowiałej warszawskiej perspektywy ale z niechęcią myślę, że BWA stanie się pustą kopią Zachęty. Jaki jest pomysł na tą galerię? Pierwsza wystawa wypada dość chaotycznie. Mam nadzieję, że prezentowanie znanych młodych twórców z regionu z ogólnopolskimi sławami, nie jest wynikiem nieporadnych  poszukiwań jakichkolwiek współczesnych dzieł do wystawienia. Możliwe że jest to pomysł na bezbolesne odnowienie wizerunku galerii. Zaufanie odbiorców zdobywa się jednak powoli.

Chciałabym aby BWA szukało rozwiązań w przestrzeni miejskiej, żeby działało animacyjnie. Kwestią rozstrzygającą jak zwykle w takich przypadkach będą pieniądze. Znalazły się na konkurs rzeźby z okazji rocznicy bitwy Grunwaldzkiej (choć sam twór do wybitnych niestety nie należy), pytanie czy znajdą się na mniejsze ale konsekwentnie realizowane projekty pozwalające olsztyniakom nie tylko sztukę odbierać ale także na bycie jej współtwórcami. Trzymam kciuki aby było lepiej. Z charakterem najlepiej.