niedziela, 20 lutego 2011

pięćdziesiąty dziewiąty

Wzięliśmy udział w turnieju go towarzyszącym Mistrzostwom Polski Juniorów w Warszawie. Było bardzo sympatycznie, udało nam się nie wylądować na ostatnim miejscu :)
Zdobyliśmy dużo doświadczenia i motywacji do dalszej gry, przyjrzeliśmy się rewelacyjnym partiom młodzików (mają niesamowite podejście do gry, żebyście słyszeli komentarze i widzieli ich poziom hehhh), dostaliśmy wiele praktycznych uwag od silniejszych graczy. Wszystkie partie mamy zapisane - będziemy mogli za parę lat odtworzyć i sprawdzić jak słabo graliśmy. Mimo wszystko zabawa była przednia.

niedziela, 13 lutego 2011

pięćdziesiąty ósmy








sobota, 5 lutego 2011

pięćdziesiąty siódmy

Dwóch dobrych reżyserów i dwa filmy o podobnej tematyce.

Aronofskim zachwyciłam się po obejrzeniu Pi: matematyka, szaleństwo i tajemnica wszechświata ekstatycznie podrażniły moje ówczesne potrzeby poznawcze. Nie zdając sobie sprawy, że Requiem dla Snu jest tworem tego samego człowieka sięgnęłam po kolejny film Aronofskiego, a ten znów odpowiednio mocno wycisnął mnie emocjonalnie. Na Źródło czekałam z niecierpliwością, rzuciłam się do kina jak tylko weszło na ekrany. I nic. Amerykański gniot oblany mistycznym, patetycznym lukrem. Płaski przekaz, efekciarstwo, banał. Aronofskiego za karę skreśliłam z listy ulubionych reżyserów i w ramach osobistego buntu na Zapaśnika się nie wybrałam. Tematyka była co najmniej podejrzana, nie czułam żebym coś straciła. 

A teraz co? Wchodząc do metra objawia mi się plakat Czarnego łabędzia. Czy można zrobić najpierw film o bokserze a później o balecie? Zakrawało to o pewną ironię - i to właśnie to uczucie skłoniło mnie żeby dać Łabędziowi szansę. No i lubię tego pop-klasyka Czajkowskiego. Jak mogłabym się nie oprzeć.

Ale do rzeczy. Film opowiada historie przygotowań do występu młodej, ambitnej i neurotycznej baletnicy. Jest ona zdeterminowana aby zagrać podwójną główną rolę w Jeziorze Łabędzi. Aby było to możliwe musi wyzwolić w sobie swoją drugą mroczną naturę. Widz śledzi narastający w niej wewnętrzny konflikt, obserwuje problem zdolnej dziewczyny nie umiejącej poradzić sobie ze swoją seksualnością, uwikłanej w niezdrową relację ze swoją matką. Chociaż Czarny Łabędź wykorzystuje sporo organych motywów, które znamy już z wcześniejszych produkcji reżysera, ogląda się go doskonale. Aronofski jest niezaprzeczalnym mistrzem psychozy i emocjonalnego napięcia. Rozgrywający się za sceną dramat budowany jest za pomocą filmowych półsłówek - dzięki temu widz szybko zostaje złapany na haczyk historii, kibicuje baletnicy w jej stawaniu się złą.

Drugi tytuł który chciałabym polecić czerpie z podobnych motywów. Znów mamy uzdolnioną ale wyobcowana kobietę, napiętą relację z kontrolującą życie córki matką i problem z nie mającą zdrowego ujścia seksualnością. Tak jak Czarny Łabędź to dobry dramat psychologiczny z kilkoma smaczkami, tak Pianistka to istna perwersyjna uczta. Dla tych którzy kojarzą nazwisko Haneke, nie potrzeba komentarza. Przemiana Niny z niewinnej dziewczynki w chorego zazdrością Czarnego Łabędzia to miła bajka - wszystko kończy się dobrze, zaburzenie psychiczne jest akceptowalna dla każdego odbiorcy (zwidy i nerwica natręctw, widzieliśmy to wszyscy tysiąc razy). U Haneke nie ma taryfy ulgowej, on wie, że patologiczne życie zostawia długi i ciężki ślad w osobowości. Gdy psychologiczny bąbel znajduje swe ujście - gdy pianistka spotyka młodego chłopaka, który bez pamięci się w niej zachowuje - niemoc tworzenia bliskiego, zdrowego związku wylewa z niej cały emocjonalny brud. W przeciwieństwie do Czarnego Łabędzia pianistka zna siebie i akceptuje swą mroczną stronę, dąży do zaspokojenia narastających od lat niecodziennych potrzeb  zarazem pozostając pod przykrywką chłodnej i wyniosłej pani profesor. Sprzeczność realizowanych przez nią ról tworzy duszny konflikt, który w efekcie pozostawia widza zmieszanego i niedowierzającego w prezentowany przebieg wypadków.

Jeśli macie wybierać między Pianistką i Czarnym Łabędziem obejrzyjcie oba.