wtorek, 18 stycznia 2011

pięćdziesiąty szósty

Zrecenzowanie opery nastręcza mi dużych trudności. Po raz pierwszy w życiu byłam na tego typu widowisku - brak mi punktów odniesienia. Co najciekawsze sztuka na którą dane mi było się wybrać do klasycznych nie należała. 

Dziwna to forma, bardzo synkretyczna. Głos, muzyka, historia, gra aktorska i inscenizacje tworzą mieszankę bodźców, w której trudno się odnaleźć. Delektowanie się wszystkimi poziomami na raz jest wymagające, szczególnie że Trojanie dodali tych wymiarów jeszcze więcej.

Historia jest stara jak sama Grecja, ale znamy ją bardziej z popkulturowej papki niż z rdzennego mitu. W wersji klasycznej dostajemy kop podniosłego katharsis. Zapewnia nam to Berlioz opakowując narrację gęstymi romantycznymi melodiami. Tym samym naświetla opowieść z perspektywy XIX wiecznego twórcy. Oprócz osobistej uniwersalnej interpretacji dramatu, kolejny poziom wyłania się dzięki współczesnej katalońskiej grupie La Fura dels Baus. Ponieważ w świat już dawno poszła fama o ich kontrowersyjnej działalności, nie mogli sobie pozwolić na grzeczne potraktowanie Berlioza. Umieszczają więc całą historię w stylistyce Gwiezdych Wojen i odwalają kawał dobrej roboty choreograficznej. Dekoracje i zamysł przedstawienia są iście spektakularne - nie można się napatrzeć baśniowym realizacjom (królestwo Dydony, modły Trojan do bogów), są też przewrotne (scena pożarcia przez technologiczne węże, lustrzany koń trojański który de facto okazuje się wirusem komputerowym). Wykorzystano dużo technicznych sztuczek - od animacji komputerowej, po system uprzęży pozwalający śpiewakom unosić się w powietrzu. Duże wrażenie zrobiła na mnie baletowa dygresja - chudość i szybkość ciał tańczących ludzi wprawiła mnie w nie małą konsternacje.

Fabuła toczy się powoli i bazuje na emocjonalnym przekazie poszczególnych arii. Momentami wydaje się, że cała otoczka, dźwięk orkiestry i scenografia to tylko sposób na podkreślenie przejmującej siły głosu (Dydona była rewelacyjna). Nie wiem czy konwencja s-f nie zaburzyła pewnej spójności przedstawienia. Wykonanie Trojan przez Furę wydaje się nieco przytłaczające. Były momenty, które wytrącały z prowadzonej narracji, nie wszystkie wątki wydawały się jasne. Czy pod natłokiem impresji chowała się gdzieś muzyka czy po prostu nie przyzwyczajona do formy opery nie dawałam uchwycić tego całościowo?

Najbardziej wyważoną sceną wydała mi się śmierć Kasandry wraz z Trojankami. Z jednej strony całość zrobiła na mnie niesamowite wrażenie z drugiej narobiła mi niezłego zamętu w głowie. Pozostaje wybrać się na coś innego aby sprawdzić na ile jest to wrażenie odosobnione.

No i ten balet. Zdecydowanie mnie przekonał :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz