sobota, 27 listopada 2010

trzydziesty dziewiąty

Prawie dziesięć lat temu byłam na swoim pierwszym w życiu konwencie. Z imprezy tej pamiętam trzy rzeczy - emocjonującego larpa w Zew Cthulhu, wstrząsające doświadczenie z hentai tentacle i intelektualnie uzależniającą grę białych i czarnych kamieni.
Go.
Wracało do mnie wielokrotnie. W któreś wakacje pojawiałam się regularnie w pewnym pubie gdzie plansze rozstawiali olsztyńscy goiści. Po tym jak zgubiłam pożyczoną od jednego z nich książkę wstyd było mi przychodzić na spotkania. Sprawa stała się znów aktualna gdy Maciek kupił własną deskę, i niestrudzony jej nieporęcznością oraz wagą kamieni, przywoził grę przy wszystkich możliwych okazjach.
Z każdą kolejną rozgrywką haczyk wbijał się mocnej. Wystarczyła nieoczekiwana iskra aby wzbudzić do życia pradawnego japońskiego demona. Niewątpliwie jest w tej grze coś urzekającego. Pokorna droga rozwoju. Wspólna medytacja. Emocje wojny, subtelność sztuki. Niepowtarzalna konwersacja.

Sprawy posunęły się dość daleko. Zajęcia związane z go zajmują mi większość wolnego czasu.
Prezentuje zdobycze - bardziej od strony kulturowej niż technicznej:

Mejin Mistrz Go: książka japońskiego noblisty przedstawiająca w formie fabularyzowanego reportażu ostatnią partię mistrza Honinbo. Czyta się ją niezbyt dobrze - narracja jest rwana, pełna dygresji, styl nieco wymuszony w tłumaczeniu. Dużym plusem są zamieszczone diagramy z przebiegu rozgrywki. Ciekawe są fragmenty obrazujące stan psychiczny graczy, przedstawiające ich odmienne cechy charakteru. Na czas partii są oni odizolowani od świata zewnętrznego co ma zapobiec konsultowaniu ruchów. Sytuacja ta oraz odmienna filozofia go powodują subtelnie narastające spięcia między bohaterami. To co się dzieje na planszy jest odbiciem ich emocji i siły ducha.

Hikaru no go: radosne anime o chłopcu który dzięki wpływowi starożytnego ducha zaczyna grać w go. Serial przyczynił się ponoć do popularyzacji gry wśród młodych japończyków. Jak w każdym odcinkowcu problemem jest rozwleczona na wiele części fabuła, zaletą jest możliwość poznania go we wszystkich możliwych wariantach: od gry na pieniądze, po turnieje i system szkolenia na zawodowca.

Warsztat i pokaz gry w Ambasadzie Japonii: było bardzo swojsko, nie kazali zdejmować butów. Wydział Informacji i Kultury ma cudowną bibliotekę pełną mang, japońskich książeczek dla małych dzieci, prasy i albumów. Jak można się było spodziewać sam pokaz dotyczył bardzo podstawowych zagadnień. W styczniu mają organizować zajęcia dotyczące shogi (pokazu mahjonga nie będzie bo ambasada nie chce się przyznawać do tej gry, jest to bowiem hazardowa domena yakuzy).
Na spotkaniu poznaliśmy ludzi od gier japońskich oraz przedstawiciela pra-słowian. Na zdjęciu Kamil wygrywa handicapową partię z "Piastem".

3 komentarze:

Michał Laskowski pisze...

Go jest zasadniczo chińska grą ;]

Twój post mnie cieszy i martwi. Cieszy bo jest to motor do własnego rozwoju, martwi bowiem w "Gdańsku" ostatnio w temacie go jest raczej słabo.

MałySkwaszeniec pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
MałySkwaszeniec pisze...

Tak jest chińska ale japończycy zaadoptowali to cudowne dziecko - wysoki poziom gry, jej etykieta oraz status zawdzięczamy właśnie im.
Zresztą mahjong też jest chiński :)

Nie martw się zawsze jest KGS, gdyby tylko wolnego czasu było nieco więcej...

Prześlij komentarz