środa, 17 listopada 2010

czterdziesty szósty

Wracam po ponad miesięcznej przerwie. W tym czasie kolekcjonowałam działania. Nie było czasu na bierny odbiór a co dopiero na recenzowanie. Pędzę. Być może rozszczepiłam się na zbyt wiele kreacji. Oto wycinek:






Kulturalnie hegemonie sprawuje Japonia: skrawki wolnego czasu zajmują liczne partie go i awangardowe koncerty Azjatów (czyli psychodelia w Powiększeniu w doborowym olsztyńskim gronie)

Acid Mothers Temple. Goście grający przy użyciu rzepy i rozporków byli mistrzami ekspresji. Świat skurczył się do małej sali w której mój umysł został opętany bodźcami kolorowej farby. Energia plus umiejętności wystrzeliły mnie w muzyczny kosmos.
Tetuzi Akiyama.
Zupełnie inny, subtelny, wyobcowany. Lekkimi dźwiękami szargający jakieś najdziwniejsze i najtrudniejsze nuty duszy. Wymagający, niepokojąco introwertyczny muzyk z Japonii o wyglądzie i tajemniczości samotnego cowboya.

PS: Powołaliśmy do życia Międzywydziałowe Koło LUDUS zajmujące się wszelkiej maści grami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz