niedziela, 18 lipca 2010

trzydziesty szósty

Grunwald!
Byłam, widziałam... Pył bitwy, mordercze słońce, tłum ludzi oraz pojazdów. Chyba bardziej ekscytująca niż sama inscenizacja była sadystyczna otoczka tej imprezy. Podróż z Olsztyna do Stębarka zajęła nam ponad 4 godziny. PKS co chwila utykał w korku, poruszał się w tempie maszerującego człowieka (co sprawdzaliśmy dość konsekwentnie). Powrót był jeszcze gorszy. Pola grunwaldzkie zamieniły się w wielką parkingową pułapkę. Sporo kilometrów przeszliśmy piechotą, przeszlibyśmy dużo więcej gdyby nie litość kolegi który nas wyratował z tej historycznej pielgrzymki. Autobus którym mieliśmy wracać, w godzinie odjazdu nawet nie dotarł z Olsztyna do Stębarka. 

Sama bitwa warta zobaczenia, z moim wzrostem miałam problem z dostrzeżeniem czegokolwiek. Czując jednak, że te godziny w autokarze pójdą na marne przepchałam się w rozsądne miejsce. Miałam widok na prawie 200 tysięcy głów, kawałek pola i telebim. Fajerwerków nie było ale kilka smaczków mnie urzekło: płonące chaty napadanych przez krzyżaków wieśniaków, deszcze strzał i walka na kopie były świetne. Starciu brakowało jednak dynamiki - taktykę i ruchy oddziałów zastąpiono podniosłym głosem narratora. Chłopaki w zbrojach bili się bardzo na pokaz. Z odległości dostrzec można było, że nie zadają prawdziwych ciosów.  Widać wystarczająco zgromił ich lejący się z nieba słoneczny żar. Autentyczny był za to rycerski jarmark. Zbroje, rękodzieło, szaty, ciżemki a nawet gry (młynek).

Mimo wszystko Grunwald zostanie w pamięci. Martylologicznie.

1 komentarz:

szoszonka pisze...

podczas inscenizacji chłopaki zawsze tylko się "głaszczą", a upał w tym roku był rzeczywiście dobijający. co kilka minut ktoś odpadał.prawdziwe walki na ostre odbywają się podczas buhurtu. cieszy mnie bardzo, że salwy łuczników wyglądały imponująco. było nas w końcu ponad sześćdziesięcioro w oddziale:]

Prześlij komentarz