sobota, 10 lipca 2010

trzydziesty piąty

Olsztyn to małe miasto. Wbrew pozorom jest to zaleta – każde wydarzenie oplecione jest przesympatyczną kameralną atmosferą: publiczność nie zbija się w bezkształtną masę, artyści są na wyciągnięcie ręki, w powietrzu wibruje szczery ton. Wszystko dzieje się tak jakby spacerujący przypadkiem przechodnie zatrzymali się zaklęci magiczną grą świateł i dźwięków.

Mimo iż powoli czuję przesyt buzującą ze wsząd Chopinadą wybrałam się na będący jej kolejnym odpryskiem niedzielny koncert na starówce. Sam koncept niezbyt oryginalny – projekt Chopin na rockowo już był i to chyba nie jeden. Kuszącą nowością było jednak miejsce wykonania. Scenę przygotowano z zaskakującą jak na Olsztyn pomysłowością. Artyści wystąpili na trzy poziomowym rusztowaniu osadzonym na murze Wysokiej Bramy, publiczność obserwowała ich z głównego deptaka. Dzięki doskonałemu oświetleniu ten odważny pomysł sprawdził się rewelacyjnie. Dobrze ujął to prowadzący wczorajszego koncertu: możliwe że obok zamkowego dziedzińca i amfiteatru także Wysoka Brama stanie się muzyczną wizytówką miasta. I to nie tylko ze względu na jej atuty wizualne. Akustyczny oraz artystyczny chrzest tego miejsca wypadł równie dobrze. Pal licho te covery Chopina, to trochę naciągana sprawa, i tak wszyscy wiedzą że nie o nokturny i sonaty tu chodzi. Pod przykrywką romantycznych cudów można było usłyszeć zupełnie inne dźwięki, choć o równie wysokiej jakości. Dźwięki made by Pilichowski czyli czysta radość basu. Jego kawałki były popisem dobrze przemyślanej eksperymentalnej gry na tym instrumencie. W zabawę tempem, niekonwencjonalnym motywem i sprawnością dłoni wciągnięty został perkusista który dał niezłego czadu wykonując parominutową dynamiczną solówę na bębnach. Reszta utworów była miła, niezły bujający rock na żywo. Z fajerwerkami w tle. Było jak na największych koncertach gwiazd. Wodospad ognia płonął za plecami długowłosego gitarzysty, wybuchały strumienie kolorowych iskier. Aż chciało się być osobą wciskającą play całej tej świetlnej rafinerii ekscytacji i oklasków. To jest ta siła pierwszego razu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz