Wśród całej muzycznej różnorodności którą obmywam sobie głowę, The Beatles zajmują szczególnie ważne miejsce. Ich kawałki to zawsze zastrzyk sprawdzonej optymistycznej energii pobudzającej do tanecznego ruchu nogi i ducha. Lekkość i żywiołowość lub urzekająca psychodela.
Ucieszyłam się więc widząc tegoroczne plakaty zapraszające na Dni Jakubowe. Nie będzie parady przebierańców a miły dla ucha klimat lat 60'. Fajnie mi się to jawiło oczami wyobraźni. W rzeczywistości wyszło sporo niespójności. The Beatles Revival zagrali dobrze, duży plus za stylizacje ale mimo wszystko byłam zawiedziona. Brakowało mi tej charakterystycznej energii, tej nutki zaczepności w wokalu. Myśli rozważając warstwy udawania, niebezpiecznie skręciły w stronę Baudrillarda. Na reszcie koncertów nie byłam, chociaż ze zdziwieniem odkryłam że ktoś wcisnął wśród radosnego rock&rolla kolejne koncerty chopinowskie. Litości!
Niedzielny ranek na starówce całkowicie pogrążył moje nadzieje o nacieszeniu się stylem epoki - żadnej wyprzedaży staroci sprzed 40 lat. Znów te same oscypki ,chlebek kurpiowski i kolorowy śmieć z chin. Jarmark rzeczywiście oddaje lokalny charakter imprezy. Nie jest nawet specjalnie spektakularny. Ot kilka straganów. Jeśli Dni Jakubowe mają być wizytówką miasta to zdecydowanie zbyt mało. W takiej formie jarmark powinien funkcjonować przez całe wakacje. Dzięki temu starówka nieco ożyła by dla turystów a i miasto zarobiło by na ściąganiu drobnego haraczu od wystawców. Byłby fundusz na coś fajnego przez te dwa reprezentacyjne dni.
Znów narzekam. Więc o jednym plusie na koniec: stare samochody rozstawione na fosie były bardzo miłą niespodzianką, doskonale pasowały do promowanego na plakatach klimatu. Olsztynie więcej takich oryginalnych pomysłów!