wtorek, 15 marca 2011

sześćdziesiąty pierwszy

Kwestia nietypowego łączenia smaków i jeśli umie się subtelnie grać na proporcjach można otrzymać coś naprawdę wyśmienitego. To co powiecie na psychodeliczny romans o seryjnych zabójcach?

Natural Born Killers to doskonała opowieść o parze morderców przemierzającej autostrady Ameryki. Zabijają z czystej przyjemności, paląc za sobą wszystkie mosty, sami dla siebie są esencją niezwyklej wolności. Historia jest banalnie prosta, absurdalna, przejaskrawiona. Wszystko czego doświadczamy z bohaterami ma charakter totalnego przekroczenia granic. Mickey i Mallory nie mają nic do stracenia, łączy ich wspólna zbrodnia. Są psychopatyczni ale pełni szczerości, wzajemnej emocji i co najciekawsze są w przekorny sposób racjonalni. Warto wgryźć się w tekst doskonałego wywiadu z Mickey'em z drugiej części filmu. Przekonujący?

Tak - para morderców uosabia bardzo atrakcyjne zło. Sublimują nasze własne mroczne popędy, nagromadzoną  społeczną złość, niechęć do przestrzegania zasad. Pociągają i odpychają zarazem.

Dużo w NBK obnażania medialnej obłudy. Czy seryjny morderca musi być zwyrodnialcem o nieumytych włosach? Czy zadawanie cierpienia innym jest wynikiem trudnego dzieciństwa? Jaka jest rola telewizji w tworzeniu ze śmierci rozrywki?

Kluczem do zabawy w tym filmie jest sposób jego wyreżyserowania - poziom psychodelii jest na bardzo zadowalającym poziomie.  Zastosowano mnóstwo kolażowych i groteskowych rozwiązań, w wielu momentach jest zabawnie chociaż być nie powinno. Dużym atutem filmu jest także świetnie dobrana muzyka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz