poniedziałek, 26 kwietnia 2010

dwudziesty piąty

Przeraża mnie to jak rzadko zamieszczam nowe notki. Straciłam impet. Zbliżają się ciężkie dwa miesiące. Moje życie kulturalne usycha, plenią się obowiązki i plany. W maju, oprócz serii wyniszczających psychicznie zaliczeń, wpisałam w grafik kolejną konferencje i projekt animacyjny: piknik XIX wiecznych zabaw. Postaram się znaleźć czas na wyprawę do nowo otwartego Muzeum Chopina, zajrzę do Muzeum Sztuki Nowoczesnej i CSW, z lubością oddam się też jakiejś dobrej muzyce.

Póki co pozwalam sobie na mini aktywności.  Między innymi na trzy godzinną projekcje Andrieja Rublowa Tarkowskiego. To ciężka produkcja, którą - mimo intelektualnych akrobacji - miałam problem złożyć w spójną interpretacyjne całość. Nie ma tu jasno zarysowanej konstrukcji fabularnej, trudno też powiedzieć co jest osią tematyczną filmu. W założeniu jest nią biografią średniowiecznego mnicha, wydaje się jednak że pod warstwą realistyczną kryje się rozbuchana ale subtelnie budowana metafora. Nie udało mi się odnaleźć do niej klucza. Znawcy twierdzą, że  Rublow to głębokie dzieło o losie i wrażliwości artysty. Obawiam się, że Tarkowskiego zaczynam nie lubić w podobny sposób jak Kurosawy. Nie umiem odnaleźć się w proponowanym przez nich sposobie filmowego doświadczania, nie emocjonują mnie, nie łapie metafor, nie wiem o czym opowiadają. Czy po prostu jeszcze do nich nie dojrzałam?

Dodam tylko, że film polecają spece z Watykanu.

Kolejne fotki z Paryża - w nieco innym tonie:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz